Noc na pustyni Erg Chebbi, Merzouga
Pierwsze skojarzenie jakie przychodzi nam do głowy słysząc słowo „Afryka” to pustynia. Jadąc do Maroko mieliśmy tą atrakcję oczywiście w planach, chociaż początkowo sceptycznie do tego podchodziliśmy.
Naszym głównym celem w Maroko były góry, kaniony, wąwozy. Jesteśmy osobami, które nie lubią zorganizowanych wycieczek, sztywnego planu, dlatego cały marokański trip organizowaliśmy sobie sami. Jednak z pustynią, czy nocą na pustyni nie jest już tak łatwo. Początkowo stwierdziliśmy, że jest to nam nie potrzebne, że biedne wielbłądy, nie wiadomo jak są traktowane itd. itp. Jednak po dłuższym namyśle postanowiliśmy, że chcemy przeżyć taką noc na pustyni, bo kiedy jak nie teraz, nie wiadomo było kiedy kolejna taka okazja się nadarzy.
Będąc w hosteliku Dounia przy wąwozie Todra poznaliśmy bardzo pomocnego Marokańczyka Watika, który ogarnął nam nocleg na pustyni u swojego kolegi (www.moroccocheaptravel.com) w pobliżu miejscowości Merzouga. Byliśmy we czwórkę i obiecał nam dobrą cenę. Przed wyjazdem do Maroko sprawdzaliśmy ceny takich noclegów i wahały się one miedzy 35-45 euro/noc, my zapłaciliśmy 30 euro, więc cena mega 🙂 Jeżeli planujecie pobyt w Merzouga, to z ręką na sercu polecamy Desert Sahara Tours. Tak na marginesie, Watik organizuje wycieczki po całym Maroko, również po górach.
Kilka słów o pustyni Erg Chebbi
Jest najbardziej znaną i najczęściej odwiedzaną piaszczystą pustynią z naturalnymi wydmami, które sięgają 150 m wysokości względnej. Widok jest niezwykły. Na płaskiej powierzchni nagle wyrasta ogromna góra pofałdowanego, pomarańczowego piasku. Ten piaszczysty obszar ma 22 kilometry długości i 5 km szerokości.
Noc na pustyni – jakie czekają nas przeżycia
Nasz koleżka Watik postanowił z nami na pustynię jechać 🙂 stwierdził, że skoro mamy jedno wolne miejsce w aucie, to z chęcią się z nami zabierze, bo uwielbia pustynny klimat i chciał się spotkać ze swoimi przyjaciółmi.
Na miejsce przyjechaliśmy popołudniu przed godziną 17. Idealny czas, żeby ruszyć na pustynię. Nasz przewodnik przygotował wielbłądy i czekała nas 30-45 minutowa przejażdżka wgłąb Sahary (oczywiście nie oddaliliśmy się mega daleko, ale wystarczająco, żeby dookoła nas były tylko piaszczyste, pomarańczowe wydmy). Spotkaliśmy się z wieloma opiniami dotyczącymi jazdy na wielbłądzie, niektórzy twierdzili, że jest to całkiem fajne doświadczenie, inni narzekali, że jest to bardzo niewygodne. Osobiście bardziej bałam się, że nagle spadnę z wielbłąda, bo kopytka zatapiały się w piasku, ale dało się wytrzymać 🙂
Czytaliśmy, że w niektórych miejscach na saharyjskich piaskach można pośmigać na snowboardzie!! Oczywiście od razu o to zapytaliśmy i byliśmy prze szczęśliwi, jak Watik powiedział nam, że taka okazja będzie 🙂
Po około półgodzinnej jazdy na wielbłądach dotarliśmy do wysokiej wydmy, na szczycie której był UWAGA stolik, krzesło i 2 deski snowboardowe. Marokańczycy na snowboard mówili narty, ale można im wybaczyć taki błąd 🙂 Wyszliśmy na wydmę i zadowoleni, że zrealizujemy nasz plan Grzesiek pierwszy zaczął zapinać deskę. Wiązanie było trochę rozklekotane, ale do ogarnięcia. Było inne zdziwienie, nasi przewodnicy zaczęli nam mówić, że nie tak się jeździ, że się tego nie zapina na nogi, trzeba usiąść i zjeżdżać 🙂 Dopiero Grzesiek im wytłumaczył o co chodzi i kilkoma skrętami płynnie zjechał po piasku w dół. Watik nie mógł się nadziwić, że tak się da, po powrocie z pustyni pokazywał nasze filmiki swoim znajomym i wszyscy nie mogli wyjść z podziwu, że tak się na snowboardzie jeździ 🙂
Ale ok, wracając do naszego noclegu. Po drugiej stronie wydmy znajdowało się obozowisko złożone z kilku sporych wielkości namiotów, w których znajdowało się po około 6 łóżek-materacy, jeden wielki namiot, w którym była jadalnia i przygotowane zadaszone miejsca do siedzenia wieczorami. Obok znajdowała się jeszcze toaleta i ku naszemu zdziwieniu, był normalny kibelek, gdzie spuszczało się wodę, umywalka i nawet prysznic!! z którego co prawda nie korzystaliśmy, ale była taka możliwość.
Po ulokowaniu się w noclegowych namiotach poszliśmy na kolację. Serwowano tadżin i musimy przyznać, że był to najlepszy tadżin jaki jedliśmy w Maroko. Po kolacji odbył się koncert, gospodarze grali na bębnach, coś niesamowitego, można było samemu później pograć i się pouczyć.
Noc nie należała do najcieplejszych, było dość zimno, mieliśmy ze sobą cienkie śpiworki, ale w namiotach były grube koce, więc niczego więcej brać nie trzeba.
Wcześnie rano obudzili nas na na wschód słońca, każdy z niecierpliwością wyczekiwał pierwszych promieni słońca. Śniadanko było na wypasie i później czekał nas już tylko powrót. Nie chcieliśmy wracać na wielbłądach, dlatego pojechaliśmy z miejscowymi jeep’em z powrotem do Merzougi.
Cena wycieczki zawierała:
– przejażdżka wielbłądami,
– możliwość sandboardingu,
– nocleg na pustyni,
– kolacja i śniadanie na wypasie,
– powrót jeep’em
One Response
nice blog